Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

piątek, 6 lutego 2015

Sandor Marai - "Przygoda" w Teatrze TV

Ostatnio w TV Polonia miałam okazję zobaczyć po raz drugi spektakl Teatru Telewizji z okazji pięćdziesięciolecia pracy scenicznej Jana Englerta, pt. Przygoda. Z ogromną uwagą przyjrzałam się tej sztuce opartej na tekście węgierskiego pisarza Sandora Maraiego. Miałam raz okazję czytać powieść tego autora, ale nie porwała mnie wówczas, jakoś nie trafiła do mnie. Co innego Przygoda. Jest to sztuka, którą od pierwszych minut ogląda się z wielkim skupieniem, bo nie ma w niej zbędnych słów, zbędnych ujęć. Przy całej ważności tekstu jest także zainscenizowana w bardzo przystępny sposób, niemalże filmowy. Jest to sztuka poruszająca wiele tematów, a przyczynkiem do rozważań o życiowych wyborach i ich zasadności lub nie staje się wielokąt miłosny oraz odwiedziny dawnego przyjaciela głównego bohatera. Kolega i naukowy towarzysz Dr. Petera Kadara pojawia się zaledwie dwukrotnie, ale to właśnie jego nieoczekiwane odwiedziny i stawiane przezeń kwestie sprawiają, że staje się on spiritus movens całej sztuki oraz zamyka ją gorzką klamrą. Sprawia, że nasz bohater, bardzo pewny tego, że podjął przed laty właściwą decyzję, rezygnując z kariery naukowej dla ukochanej żony i wijąc sobie wygodną, choć wymagającą, posadę najlepszego lekarza w okolicy posiadającego własną klinikę, nagle zaczyna się zastanawiać. W świetle wydarzeń najbliższych godzin okazuje się, że to, na co kiedyś zagrał va bank, może nie zaowocować tym, czego w zamian oczekiwał.

W sztuce pod dość lekkim tytułem pada wiele bardzo ostrych, mocnych stwierdzeń o tym, że za każdą przygodę trzeba zapłacić okup, że nie nigdy nie możemy być pewni tego, co otrzymamy w zamian za swoje poświęcenie dla kogoś. Czy to jedno poświęcenie się ma tej osobie wystarczyć za wszystko inne w całym życiu? W jakiej sytuacji stawia ono tę osobę - czy nie ma ona już prawa domagać się niczego więcej, czy ma zapomnieć o sobie i swoich potrzebach i zatopić się w bezgranicznym poczuciu wdzięczności? Jest tu także mowa o poczuciu odpowiedzialności za drugą osobę - czy ono zmienia namiętność, gdy w grę wchodzą bardzo poważne problemy? Czy można być kogokolwiek pewnym w życiu? Jak można zachować twarz i resztki godności i pewności siebie? Jak można dalej żyć, gdy okazuje się, że dotychczasowy sens rozsypał się jak domek z kart?

Jest to sztuka, która gra delikatnie na cienkich strunach najważniejszych aspektów ludzkiego życia. Spektakl został wybitnie wyreżyserowany przez Jana Englerta. Jan Englert w roli głównej oczywiście jest fundamentem obsady, ale przepięknie wyglądająca Beata Ścibakówna w roli jego żony oddaje dramatyzm swojej postaci nie mniej trafnie. W roli asystenta, Dr. Zoltana, Piotr Adamczyk, w dalszym planie Edyta Olszówka, Zofia Zborowska epizodycznie w roli pielęgniarki, no i w końcu Wiesław Komasa w roli przyjaciela sprzed lat. Każda z postaci ma tu do przekazania swoją część prawdy i mądrości życiowej. Jest to spektakl nie do przegapienia – polecam gorąco.