Ostatnio w TV Polonia miałam okazję zobaczyć po raz drugi spektakl Teatru
Telewizji z okazji pięćdziesięciolecia pracy scenicznej Jana Englerta, pt.
Przygoda. Z ogromną uwagą przyjrzałam się tej sztuce opartej na tekście
węgierskiego pisarza Sandora Maraiego. Miałam raz okazję czytać powieść tego
autora, ale nie porwała mnie wówczas, jakoś nie trafiła do mnie. Co innego
Przygoda. Jest to sztuka, którą od pierwszych minut ogląda się z wielkim
skupieniem, bo nie ma w niej zbędnych słów, zbędnych ujęć. Przy całej ważności
tekstu jest także zainscenizowana w bardzo przystępny sposób, niemalże filmowy.
Jest to sztuka poruszająca wiele tematów, a przyczynkiem do rozważań o
życiowych wyborach i ich zasadności lub nie staje się wielokąt miłosny oraz
odwiedziny dawnego przyjaciela głównego bohatera. Kolega i naukowy towarzysz
Dr. Petera Kadara pojawia się zaledwie dwukrotnie, ale to właśnie jego
nieoczekiwane odwiedziny i stawiane przezeń kwestie sprawiają, że staje się on spiritus movens całej sztuki oraz zamyka
ją gorzką klamrą. Sprawia, że nasz bohater, bardzo pewny tego, że podjął przed
laty właściwą decyzję, rezygnując z kariery naukowej dla ukochanej żony i wijąc
sobie wygodną, choć wymagającą, posadę najlepszego lekarza w okolicy
posiadającego własną klinikę, nagle zaczyna się zastanawiać. W świetle wydarzeń
najbliższych godzin okazuje się, że to, na co kiedyś zagrał va bank, może nie
zaowocować tym, czego w zamian oczekiwał.
W sztuce pod dość lekkim tytułem pada wiele bardzo ostrych, mocnych stwierdzeń
o tym, że za każdą przygodę trzeba zapłacić okup, że nie nigdy nie możemy być
pewni tego, co otrzymamy w zamian za swoje poświęcenie dla kogoś. Czy to jedno
poświęcenie się ma tej osobie wystarczyć za wszystko inne w całym życiu? W
jakiej sytuacji stawia ono tę osobę - czy nie ma ona już prawa domagać się
niczego więcej, czy ma zapomnieć o sobie i swoich potrzebach i zatopić się w
bezgranicznym poczuciu wdzięczności? Jest tu także mowa o poczuciu
odpowiedzialności za drugą osobę - czy ono zmienia namiętność, gdy w grę
wchodzą bardzo poważne problemy? Czy można być kogokolwiek pewnym w życiu? Jak
można zachować twarz i resztki godności i pewności siebie? Jak można dalej żyć,
gdy okazuje się, że dotychczasowy sens rozsypał się jak domek z kart?
Jest to sztuka, która gra delikatnie na cienkich strunach najważniejszych
aspektów ludzkiego życia. Spektakl został wybitnie wyreżyserowany przez Jana
Englerta. Jan Englert w roli głównej oczywiście jest fundamentem obsady, ale przepięknie
wyglądająca Beata Ścibakówna w roli jego żony oddaje dramatyzm swojej postaci nie
mniej trafnie. W roli asystenta, Dr. Zoltana, Piotr Adamczyk, w dalszym planie
Edyta Olszówka, Zofia Zborowska epizodycznie w roli pielęgniarki, no i w końcu
Wiesław Komasa w roli przyjaciela sprzed lat. Każda z postaci ma tu do
przekazania swoją część prawdy i mądrości życiowej. Jest to spektakl nie do
przegapienia – polecam gorąco.