Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

wtorek, 16 października 2018

The Cleaners - Czyściciele Internetu – czyli o cenzurze w Internecie


Czy kiedyś zastanawialiście się, dlaczego na pewnych stronach wyświetla się komunikat, że ta treść nie jest dozwolona w naszym kraju? Albo dlaczego film, artykuł lub zdjęcie, które widzieliście na jakiejś stronie, nagle po kilku dniach znika bez śladu, chociaż na pewno było tu kilka dni wcześniej?
 Po obejrzeniu filmu Czyściciele Internetu będziecie mieli jasność, dlaczego i jak to się dzieje.
Wisoną 2018 miałam okazję obejrzeć ten dokument na Docs Agianst Gravity Festival i zrobił on na mnie piorunujące wrażenie. Podobnie jak Zero Days w 2017. 

Wszyscy żyjemy w świecie przesiąkniętym Internetem, aplikacjami, które muszą mieć dostęp do wszystkiego w naszym telefonie lub komputerze. Nikt nie zastanawia się, po co aplikacji takiej jak latarka potrzebny dostęp do naszych zdjęć czy kontaktów. Oddajemy swoją prywatność  nie wiadomo komu dla rzekomej wygody. Nie zastanawiamy się czy pokazywalibyśmy zdjęcia nasze i naszych dzieci osobom nieznajomym z drugiego końca świata, gdyby taka obca osoba zapukała do drzwi naszego domu i poprosiła o nie oraz naszą książkę adresową, cv i inne osobiste informacje, bo gromadzi dane „w celach poprawy jakości usług” lub „w celach statystycznych”. Niby jest to takie oczywiste i zdaje się nam, że mając swoje super trudne hasła (kto ma, ten ma) mamy pewność, że tylko my sami dzierżymy kontrolę nad treściami publikowanymi w sieci przez nas samych oraz że nikt, prócz naszych znajomych, których tak selektywnie dobieramy, nie ma dostępu do naszego profilu. Nic bardziej mylnego.

Film ukazuje wiele aspektów zjawiska współczesnej cenzury, z którym mamy do czynienia w Internecie, zarówno w skali makro, jak i mikro. Nikt z nas nawet nie przypuszcza, że na końcu świata, gdzieś na przykład na Filipinach, pracują dzień i noc zastępy ludzi, którzy przeglądają WSZYSTKO, co ukazuje się w sieci – na stronach popularnych wyszukiwarek, w portalach społecznościowych, wszędzie. Każde jedno zdjęcie, każdy pojedynczy wpis jest oglądany przez przeszkoloną osobę, która decyduje wg kryteriów wyznaczonych przez firmę, który guzik nacisnąć: „Accept” czy „Ignore”. Są to zwykle osoby młode, wywodzące się z nizin społecznych, w ich edukację całe rodziny i oni sami włożyli wszystko, co mieli. Za wszelką cenę nie chcą oni stoczyć się jeszcze niżej, choć i tak już mieszkają w slumsach i często są jedynym żywicielem rodziny. Przez wiele godzin z taką świadomością muszą codziennie w szklanym biurowcu oglądać treści, których normalnie nigdy w życiu by nie dotknęli (wielogodzinne egzekucje, gwałty na dzieciach, pornografia, przemoc, polityka dalekich krajów). W ciągu zmiany 8 h oglądają wiele tysięcy zdjęć i filmów, czytają wpisy. Oceniają wg klucza, ale przecież żyją w zupełnie innej kulturze i mentalności niż ludzie, którzy tworzą i którzy będą oglądać te materiały. Filtrują to również przez swoją własną wrażliwość, która z czasem też się przecież zmienia, twardnieje. Widzą też jak to niszczy ich psychikę, stają się otępiali, ale nie mogą się sprzeciwić takim zadaniom, bo przecież podpisali kontrakt. Kontrakt nie z firmą, która faktycznie publikuje te materiały, ale oczywiście z trzecią lub kolejną, by nie było jasne, dla kogo odbywa się ta praca.

Po drugiej stronie oceanu zaś są prawdziwi zleceniodawcy, którzy w swojej żądzy pieniądza i władzy, są bezwzględni i zdolni do wszystkiego. To oni tak naprawdę rządzą światem, bo to oni decydują, co dzisiaj jest prawdą a co nie, jakie informacje trafią do sieci, a jakie nie. Korporacje te oczywiście nie są niezależne politycznie, rządy mogą oczywiście wpływać na publikację, pozycjonowanie treści im przychylnych lub nie, płacą za to nie tylko pieniędzmi, ale także wpływami. Warto wspomnieć, że organizacjom tym jest na rękę podsycanie konfliktów społecznych i politycznych na świecie, bo im bardziej działa na emocje treść, tym więcej odsłon. Więc biznes się kręci, bo przecież pozytywne wiadomości nie są tak pobudzające, jak te negatywne czy kontrowersyjne.
Czy jest alternatywa? Czy jedyną opcją jest rezygnacja z używania popularnych portali? Film pokazuje, że alternatywa istnieje. Powstają grupy ludzi, którzy świadomie, ze znajomością tematu używają alternatywnych narzędzi, które nie są pod wpływem wielkich korporacji. Inni natomiast tworzą kopie zapasowe wszystkiego, co ukazuje się w sieci – tak by dostęp do treści usuwanych na życzenie molochów był nadal możliwy. Jest więc światełko w tunelu.

Nie chcę odbierać przyjemności z oglądania, zatem dotykam tu zaledwie kilku strun tego gigantycznego instrumentu, o którym mowa jest w filmie. Film jest świetnie zrobiony od strony artystycznej, nie ma dłużyzn, ogląda się go z zapartym tchem i wychodzi z kina autentycznie odmienionym, bo porusza tematy, które tak naprawdę dotyczą każdego z nas. Warto go obejrzeć, dodać do ulubionych, i mieć w pamięci, gdy tylko przyjdzie nam chęć „polajkować” kolejny zjadliwy post na tym czy tamtym portalu.


The Cleaners (Czyścicele Internetu) – czyli o tym, czy możliwa jest cenzura w Internecie
reż. R. Riesewieck, H. Block | Brazylia, Niemcy, 2018 | 88'