Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

piątek, 27 listopada 2015

Piosenka dnia: Pablopavo, Praczas i Anna Iwanek - Październikowy facet

Pablo Pavo urzeka mnie tym samym, czym Mark Knopfler - cudownie wręcz nie mieści się z tekstem we frazie :) Przy tym jego muzyka ma ten rodzaj pazura i nonszalancji, który bardzo mi imponuje i do którego mam swoistą słabość :)

Od niedawna można usłyszeć w radiu jego najnowszy utwór nagrany wraz Anną Iwanek i Praczasem. Genialna kompozycja na tę porę! Tekst to majtersztyk, który otwiera się cytatem z Pętli Marka Hłaski, tak silnie przesiąkniętym przemijaniem. Teledysk równie wybitny - polecam wszystkim zanim "zima nas pożre,
zawali breją"...

Pablopavo, Praczas i Anna Iwanek - Październikowy facet -> Link

[Nigdy już nie będę musiał bać się pytań, ani słów.
Nigdy już nie będę musiał bać się czasu.
Pójdę tam i w jednej chwili cały świat przestanie istnieć.
Tak się musi stać.]

I znowu jesień,
liście lądują
po raz pierwszy
i ostatni.
Z zazdrością patrzą
na odlatujące ptaki.

Pokończyły się romanse,
obliczone na słońce.
Z wiatrem i deszczem leci
koniec za końcem.
Wyprzedaże klapków
i letnich sukienek.
Złe idzie i zimne,
studzi się sumienie.

Stoimy nad rzeką,
ręka rękę grzeje.
Nie będzie dziś nagród,
chłodnieją nadzieje.
Chłodnieją nadzieje.
Chłodnieją nadzieje.

Październikowy facet
i dziewczyna listopad.
Jutro może nas nie być.
W mój strach, kochanie, popatrz.

Jeszcze dziś,
jeszcze raz,
jeszcze tu,
głupie ty, głupie ja.


Zima nas pożre,
zawali breją.
Zdjęcia do wspomnień
i mroźna niemoc.

Zima nas rozetnie
odłamkiem lodu.
Nie znajdziemy siebie
i powodu.

Październikowy facet
i dziewczyna listopad.
Jutro może nas nie być.
W mój strach, kochanie, popatrz. 



 A to takie wspomnienie październikowe własnie...

środa, 14 października 2015

IV Festiwal Aktorstwa Filmowego - spotkanie z Mają Komorowską

Niesamowita ENERGIA! Tyle mogę powiedzieć po tym spotkaniu - jestem tak nabuzowana pozytywnym stosunkiem do rzeczywistości i życia, że nie wiem czy dzisiaj w ogóle zasnę! Ci, którzy będą mieli jeszcze okazję kiedykolwiek pójść na spotkanie z tą przepełnioną dobrocią i szacunkiem dla widza osobą - niech zrobią wszystko, co mogą, by tam być. Zawsze miałam Maję Komorowską za osobę o naturze bardzo refleksyjnej, ale wyciszonej, bardziej introwertycznej. Dzisiaj natomiast miałam rzadki zaszczyt, by obcować z duszą, która bardzo szczegółowo przygląda się światu, ale która zarazem ma niezwykły dar do zjednywania sobie ludzi, jest ogromnie otwarta na widza, ciągle szuka z nim bezpośredniej nici porozumienia, dopytuje, dziękuje i jest nastawiona na odbiór a nie tylko i wyłącznie na przekaz. Od takich ludzi można się tylko uczyć i najlepiej robić to szybko, bo to niestety rodzaj, który niedługo zniknie z naszej kultury zupełnie. Nie będę długo mędzić, muszę nacieszyć się tą fantastyczną energią, którą dał ten wieczór. Nagrałam większość spotkania - początkowe ok 10 - 15 min było o dzisiejszym trudnym lądowaniu, wspomnieniach wrocławskich i Jerzym Grotowskim. Myślę, że i z nagrania da się wyłapać te pozytywne wibracje - życzę zatem miłego odbioru :) Polecam też książki Artystki - sama na pewno po nie sięgnę. Tytuły pojawiają się w rozmowie.


Pejzaż
Pytania, które się nie kończą
Mieć odwagę żyć

Przed rozmową obejrzeliśmy Cwał (reż. K. Zanussi, 1996)









poniedziałek, 12 października 2015

"Ojciec" Artura Urbańskiego - uniwersalny i osobisty zarazem



Dzisiaj w ramach IV Festiwalu Aktorstwa Filmowego obejrzałam film pt. Ojciec w reżyserii Artura Urbańskiego. Nie jest to film lekki, bo i temat nie należy do łatwych. Dotyka uniwersalnych treści, o których chyba nie da się mówić inaczej, jak tylko przez swoje intymne doświadczenia. Nie jest to typowy film o relacji syn - ojciec. W moim odczuciu film dotyka raczej problemu żałoby i tego, że na zamknięcie relacji po śmierci bliskiej osoby, a zwłaszcza rodzica, potrzeba uporania się z przeszłością, pogodzenia się i wybaczenia sobie i drugiej osobie, że nie dało się zbudować czegoś lepszego. Szczególnie, gdy relacja ta przez większość życia kulała. Często nie daje się poznać odchodzącej osoby na tyle, by móc coś innego stworzyć - czasem też ta osoba nie daje się nam poznać z powodów, o których „lepiej nie mówić”. Czasem nie udaje się pożegnać, bo toczące się życie nam to uniemożliwia. Ale niestety uciec przed tym domknięciem też się nie da – zawsze wcześniej czy później wpłynie ono na nas. Główny bohater sam sobie dopowiada ten koniec, jest to też jakiś sposób, skoro nie można już inaczej. To, co przekazuje mu ojciec jest krótkie i konkretne: "Miej zawsze kogoś bliskiego. Sam człowiek nie jest w pełni człowiekiem, jest półczłowiekiem".

Trudno mi się pisze o tym obrazie, bo zdaje mi się, że nie wszystko w nim zrozumiałam. Pisanie idzie zatem równie ciężko, jak dyskusja z Zygmuntem Malanowiczem po seansie (więcej tutaj). Jest to film, który niewątpliwie zrobił na mnie wrażenie, zwłaszcza w takim roku jak ten, kiedy śmierć co chwila przechodzi pod moim oknem i zabiera kogoś bardziej lub mniej bliskiego. Każdy taki obraz wykorzystuję jako lekcję… Nie da się przejść obok jej tematu obojętnie, jedyne co można, to tylko usiłować znaleźć na uporanie się z nim swój własny sposób. Uniwersalna recepta nie istnieje.

Ojciec -  Polska 2015
Reżyseria Artur Urbański
Występują:
Zygmunt Malanowicz - Ojciec   
Karolina Dafne Porcari - Mila     
Artur Urbański - Konstanty        
Andrzej Konopka - Sąsiad          
Renate Jett - Kate          
Dawid Ogrodnik - Żul

IV Festiwal Aktorstwa Filmowego - spotkanie z Zygmuntem Malanowiczem

Chyba nawet nigdy o tym nie marzyłam! To prawdziwy zaszczyt, że w ramach Festiwalu Aktorstwa Filmowego im. T. Szymkowa mogłam dzisiaj uczestniczyć w spotkaniu z Zygmuntem Malanowiczem. Spotkanie początkowo kręciło się wokół pokazywanego filmu, ale że temat to raczej ciężki i bardzo osobisty, to jakoś gadka się nie kleiła. Prowadzący próbował namówić Gościa na zwierzenia o emocjach towarzyszących roli, ale nie wziął w rachubę, że Gość pochodzi ze starej dobrej szkoły i nie należy raczej do aktorów, którzy rozczłonkowują postać i potem składają ją na nowo uzupełniając ją o swoje emocje, a potem jeszcze dzielą się tym intymnym doświadczeniem na forum.

Miałam wrażenie, że Zygmunt Malanowicz to dobry fachman, który przychodzi, robi swoje i wychodzi. Nie robi na sobie wiwisekcji w kontekście granej roli, tylko skupia się na tym, co sam podkreśla, co ma do przekazania widzowi. Pięknie o tym mówił, pytany, czy ma dzisiaj dużo interesujących propozycji. Okazuje sie, że dla aktorów chcących dać od siebie jakąś głębszą myśl, nie ma zbyt wielu ofert. Współczesne kino polskie wciąż próbuje imitować Hollywood, chce stworzyć jego kopię, ale to się nigdy nie uda. Smutne jest tylko to, że zapomna się o walorach Polskiej Szkoły Filmowej, która stworzyła podwaliny dla jakości polskiej kinematografii. Zabójcze tempo tworzenia filmów uniemożliwia ubogacenie treści w głębsze przesłanie. Ratuje nas jeszcze teatr, w którym częściej zdarzają się artyści-wnikliwi obserwatorzy rzeczywistości, którzy wyłapują współczesne problemy i zagrożenia i potrafią ubrać je w przekaz sceniczny. Malanowicz zwrócił tu uwagę na teatr Warlikowskiego, w którym występuje (w październiku będą grać we Wrocławiu w ramach festiwalu Dialog). Spotkanie zakończyło się tradycyjnie oklaskami i wyrazami uznania. Gość docenił Wrocław i jego mieszkańców, mówiąc że bardzo lubi tu przyjeżdżać, ma dobre wspomnienia z czasów, gdy tu pracował, że ludzie tutaj znacznie częściej niż w Warszawie uśmiechają się na ulicy :)

Po spotkaniu podeszłam, by osobiście podziękować za obecność i przekazać moje wyrazy uznania - mam też pamiątkę :)

A, to sobie przymnijmy piosenkę z filmu Nóż w wodzie :) ->Piosenka dla chłopaka - Nóż w wodzie

poniedziałek, 5 października 2015

4. Festiwal Aktorstwa Filmowego im. T. Szymkowa - 10 - 15 października 2015

Od soboty rusza 4. Festiwal Aktorstwa Filmowego we Wrocławskim DCFie (dawne kino Warszawa). Wejściówki są darmowe, ale nie zostało ich już wiele, więc radzę się spieszyć - dzisiaj nie udało mi się już dostać prawie nic na wieczorne seanse :/ Ale parę sztuk mam i zamierzam nadrobić nieco kulturalne zaległości :)

Szczegółowy program na stronie festiwalu: http://www.festiwalaktorstwa.pl/

Jak na porządny festiwal przystało, po projekcjach będą odbywać się spotkania z twórcami i to są najlepsze smaczki takich wydarzeń :) W tym roku m. in. Maja Komorowska, Janusz Gajos, Artur Żmijewski, Leszek Lichota.

Postaram się podzielić wrażeniami już po - życzę udanego odbioru i do zobaczenia w kinie :)






środa, 15 lipca 2015

Kuszenie cichej Weroniki w Teatrze Polskim we Wrocławiu

Na zakończenie sezonu wybrałam się po raz drugi na Kuszenie cichej Weroniki Roberta Musila w reż. Krystiana Lupy. Pierwszy raz miałam okazję widzieć ten spektakl w 2009 roku i wówczas zrobił na mnie bardzo duże wrażenie... Przeżyłam prawdziwe katharsis. Byłam ciekawa, jak będzie teraz, po tylu latach i ze znacznie bogatszym bagażem moich doświadczeń. I ponownie rozczarowania nie było.

Weronika to kobieta w raczej dojrzałym już wieku, która utknęła gdzieś w stadium między rozmarzoną dziewczyną czekającą na tego, który zmieni wszystko, a kobietą dorosłą stanowiącą samodzielną jednostkę, niezawisłą od kaprysów starej ciotki. Tkwi w tym zawieszeniu, mimo że ma na wyciągnięcie ręki tego, który ją kocha i jest w stanie dopasować się i do niej i do jej dziwacznego życia, ale także chce ją wyrwać z tego marazmu. Johannes doskonale wie, jak się zachować przy wspólnej kolacji z ciotką, kiedy pochwalić rybę a kiedy nalać wody, jak odpowiadać na westchnienia i gesty - on też jest już częścią tego świata. Jednak dla Weroniki to za mało, nie satysfakcjonuje jej to, sama już nie wie, jakie warunki mu postawić... "Może gdybyś miał umrzeć" mówi... Wystawia go na kolejne próby, największą z nich jest jednak pojawienie się konkurenta. Demeter nie owija w bawełnę ani nie bawi się w konwenanse - to ten typ, co to "za włosy i do jaskini", nie pyta o zgodę na pocałunek, lecz bierze zdecydowanym ruchem to, na co ma ochotę. Weronice to niezwykle imponuje, ostentacyjnie okazuje to w obecności Johannesa. Czy jednak ta próba nie będzie tą jedną za dużo? Czy nie spełni się jej "życznie" - "może gdybyś musiał umrzeć"...

Ta historia dotyka bardzo mocno tematu wiecznego rozdarcia między pragnieniem stabilizacji a namiętności. Weronika nie potrafi się zdecydować, czego chce. Wciąż siedzi na górze starostwa i rdzewiejących rupieci pokrytych grubą warstwą kurzu, które są tylko przykrą pamiątką po świecie, który dawno powinien już odejść w zapomnienie i tak naprawdę wcale nie był jej światem. Nuża się w przeszłości, która śmierdzi stęchlizną. Próbuje nawet jakby uciec z tego śmietniska, ale nie ma dość woli, wciąż ogląda się na boki. Jest słaba, a może tak jej wygodnie? Może to wygodne mieć zawsze powód do narzekań oraz mieć zawsze kogo obwinić za swoje niepowodzenia życiowe? Tylko że czasem bywa tak, że nie da się już niektórych rzeczy cofnąć. Tych, którzy zawsze czekali, trzymani w odwodzie, może kiedyś zabraknąć; a ci, którzy byli chwilą wyrwania się z marazmu równie szybko zniknęli, jak się pojawili.

Jest to spektakl niełatwy, po którym wychodzi się z teatru i nie ma się ochoty na ożywione dysputy o tym, co się widziało, ani o czymkolwiek. Trzeba go przetrawić w sobie. Jest to inscenizacja gęsta znaczeniowo - nie ma tutaj przypadkowych gestów, zabiegów scenicznych (zwrócę tylko uwagę na nagość w pierwszej scenie, która jest uzasadniona zwrotem do Boga, przed którym wszyscy jesteśmy nadzy - wiem, że ten zabieg niektórych bulwersował, stąd ta uwaga) oraz słów. A te ostanie są raczej ciężkie i serwowane w takim natężeniu, że potrzeba czasu, by tę sztukę zrozumieć, przyjąć i wyciągnąć dla siebie wnioski. Bardzo ją polecam, zwłaszcza kobietom. Dla mnie jest to jedna z takich sztuk, po których wie się, po co został stworzony teatr.

Obsada:
Weronika - rewelacyjna, jak zawsze, Ewa Skibińka
Johannes - świetny Adam Szczyszczaj
Demeter - Mariusz Kiljan
Ciotka - Krzesisława Dubielówna
Reżyseria - Krystian Lupa




piątek, 6 lutego 2015

Sandor Marai - "Przygoda" w Teatrze TV

Ostatnio w TV Polonia miałam okazję zobaczyć po raz drugi spektakl Teatru Telewizji z okazji pięćdziesięciolecia pracy scenicznej Jana Englerta, pt. Przygoda. Z ogromną uwagą przyjrzałam się tej sztuce opartej na tekście węgierskiego pisarza Sandora Maraiego. Miałam raz okazję czytać powieść tego autora, ale nie porwała mnie wówczas, jakoś nie trafiła do mnie. Co innego Przygoda. Jest to sztuka, którą od pierwszych minut ogląda się z wielkim skupieniem, bo nie ma w niej zbędnych słów, zbędnych ujęć. Przy całej ważności tekstu jest także zainscenizowana w bardzo przystępny sposób, niemalże filmowy. Jest to sztuka poruszająca wiele tematów, a przyczynkiem do rozważań o życiowych wyborach i ich zasadności lub nie staje się wielokąt miłosny oraz odwiedziny dawnego przyjaciela głównego bohatera. Kolega i naukowy towarzysz Dr. Petera Kadara pojawia się zaledwie dwukrotnie, ale to właśnie jego nieoczekiwane odwiedziny i stawiane przezeń kwestie sprawiają, że staje się on spiritus movens całej sztuki oraz zamyka ją gorzką klamrą. Sprawia, że nasz bohater, bardzo pewny tego, że podjął przed laty właściwą decyzję, rezygnując z kariery naukowej dla ukochanej żony i wijąc sobie wygodną, choć wymagającą, posadę najlepszego lekarza w okolicy posiadającego własną klinikę, nagle zaczyna się zastanawiać. W świetle wydarzeń najbliższych godzin okazuje się, że to, na co kiedyś zagrał va bank, może nie zaowocować tym, czego w zamian oczekiwał.

W sztuce pod dość lekkim tytułem pada wiele bardzo ostrych, mocnych stwierdzeń o tym, że za każdą przygodę trzeba zapłacić okup, że nie nigdy nie możemy być pewni tego, co otrzymamy w zamian za swoje poświęcenie dla kogoś. Czy to jedno poświęcenie się ma tej osobie wystarczyć za wszystko inne w całym życiu? W jakiej sytuacji stawia ono tę osobę - czy nie ma ona już prawa domagać się niczego więcej, czy ma zapomnieć o sobie i swoich potrzebach i zatopić się w bezgranicznym poczuciu wdzięczności? Jest tu także mowa o poczuciu odpowiedzialności za drugą osobę - czy ono zmienia namiętność, gdy w grę wchodzą bardzo poważne problemy? Czy można być kogokolwiek pewnym w życiu? Jak można zachować twarz i resztki godności i pewności siebie? Jak można dalej żyć, gdy okazuje się, że dotychczasowy sens rozsypał się jak domek z kart?

Jest to sztuka, która gra delikatnie na cienkich strunach najważniejszych aspektów ludzkiego życia. Spektakl został wybitnie wyreżyserowany przez Jana Englerta. Jan Englert w roli głównej oczywiście jest fundamentem obsady, ale przepięknie wyglądająca Beata Ścibakówna w roli jego żony oddaje dramatyzm swojej postaci nie mniej trafnie. W roli asystenta, Dr. Zoltana, Piotr Adamczyk, w dalszym planie Edyta Olszówka, Zofia Zborowska epizodycznie w roli pielęgniarki, no i w końcu Wiesław Komasa w roli przyjaciela sprzed lat. Każda z postaci ma tu do przekazania swoją część prawdy i mądrości życiowej. Jest to spektakl nie do przegapienia – polecam gorąco.


środa, 7 stycznia 2015

Dzikie historie - humor tylko dla koneserów

Z początkiem roku wszedł na ekrany film Dzikie historie w reżyserii Argentyńczyka polskiego pochodzenia, Damiana Szifrona. Miałam okazję zobaczyć ten film w lecie na pokazie podczas gali rozpoczęcia festiwalu Nowe Horyzonty. Mówiąc kolokwialnie, zgiął mnie wpół - ze śmiechu oczywiście. Jeszcze nigdy, ale to nigdy, nie widziałam filmu, który posługiwałby się takim poczuciem humoru, jak moje własne na co dzień! Niesamowicie skomponowane, krótkie, ale gęste filmy - w sumie sześć - które łączy jedynie temat. Chyba nie da się wybrać tej najlepszej :) Teraz dwa, a nawet trzy razy zastanawiam się zanim dam komuś lekcję dobrych manier na drodze :) Fabuły są tak zaskakujące, że w momentach, kiedy się nie śmiałam, musiałam zbierać szczękę z podłogi, bo co chwila opadała mi z wrażenia :) Oprócz tego jest w tych naprawdę dzikich historiach pewne przesłanie... Ale czy takie wspierające grzeczność... no nie wiem, chyba niekoniecznie :) Ale najlepiej oceńcie sami! Film nie do przegapienia! Ja idę drugi raz! :)

Zwiastun: Dzikie historie