Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

sobota, 30 listopada 2013

"Grawitacja" - przywraca godność science-fiction?

Moje pierwsze zetknięcie się z filmem "Grawitacja" miało miejsce we wrześniu. Byłam w kinie na innym filmie i załapałam się na trailer - mój kolega, który siedział obok, wpadł w zachwyt i od razu stwierdził, że musi to zobaczyć. Ja oczywiście podeszłam do sprawy bardziej sceptycznie i uznałam z góry, że będzie to pewnie kolejny bezrefleksyjny zlepek efektów specjalnych, który próbuje się ratować nazwiskami znanych aktorów. Jednak kilka tygodni później w Tygodniku Kulturalnym na TVP Kultura film zebrał wyśmienite recenzje. Jedna z nich brzmiała: "przywraca godność science-fiction" i dała mi naprawdę do myślenia - i jak zazwyczaj w takich razach, musiałam sama sprawdzić, co to za film.

Obejrzałam go w 3D, bo stwierdziłam, że widok Ziemi z kosmosu muszę mieć jak najrzeczywistszy (nawiasem mówiąc zawsze marzyłam o tym, by oglądać naszą planetę z takiej perspektywy - ten obraz daje mi takie mini-spełnienie w tej kwestii:). No i cóż?
Film zaczyna się dość niewinnie. Lekkości pierwszym scenom niewątpliwie dodaje beztroska postawa George'a Clooneya. Jednak w kolejnych minutach atmosfera ulega diametralnej zmianie, podobnie jak sytuacja naszych bohaterów - jeden z nich ginie, zostają tylko Sandra Bullock i Clooney, którzy teraz mają półtorej godziny, by przemieścić się do najbliższej stacji i uratować życie. Niestety tuż u celu kolejne kłopoty sprawiają, że Sandra Bullock zostaje teraz jedynym bohaterem tego filmu. Zmagając się z własnym niedoświadczeniem, próbuje, nie bez kryzysów, zrobić wszystko, by wrócić na Ziemię.

Mamy tutaj do czynienia z niezwykłym studium samotności Człowieka we Wszechświecie. Jest to stan dla mnie osobiście potężnie przerażający. Gdy nie ma żadnego kontaktu z nikim a każdy ruch, każda decyzja oznacza albo życie albo śmierć - nie ma półśrodków, nie ma miejsca na poprawki - poczucie odpowiedzialności, choćby tylko za siebie, przygniata i paraliżuje aż do wnętrzności. Tę bezkresną samotność naszej bohaterki potęguje z pewnością nieobecność Boga. W jednym z kryzysowych momentów zdradza pewne rozczarowanie tym, że nikt jej nie nauczył modlić się. Innym delikatnym akcentem religijnym jest szybkie ujęcie obrazka św. Krzysztofa, który przyczepiony jest gdzieś wśród zegarów i monitorów na rosyjskiej stacji kosmicznej. Okazuje się, że człowiek bez Boga jest we Wszechświecie zupełnie sam. Nie może nawet do nikogo się poskarżyć na swój los, nie mówiąc już o tym, by próbować jakoś się ukoić w momentach najbardziej dramatycznych. Kolejny raz możemy przekonać się, że trudno nie wierzyć w nic. Oczywiście ten stan nie jest tutaj ukazany explicite - można go wyczytać między wierszami, dointerpretować sobie ten obraz zmagań ze sobą i z bezsilnością w obliczu niechybnie zbliżającego się końca.

Film jest naprawdę godny polecenia. Nie jest to z pewnością film, w którym efekty specjalne grają główną rolę. Chociaż oczywiście nie brakuje ich tutaj, to jednak wszystkie służą jakiemuś nadrzędnemu celowi. Świetna gra aktorska. Muszę przyznać, że zabieg stworzenia filmu, w którym na ekranie przez 80% czasu widzimy jedną postać, daje tutaj wyśmienity efekt. Film nie jest w żaden sposób przerysowany, nie ma w nim zbędnych ujęć. Wszystko jest dobrze przemyślane i nie wykłada brutalnie kawy na ławę, jak większość produkcji tego typu. Widz nie jest tutaj bezmyślnym "oglądaczem", któremu trzeba wytłumaczyć wszystko wprost i dobitnie. Najlepszym przykładem jest ostatnia scena i niezwykle poruszające ujęcie stanięcia twardo nogami na Ziemi. Ta prosta i oczywista dla nas chodzących po Ziemi rzecz urasta tutaj do faktu o randze egzystencjalnej. Mimo, że tak naprawdę bohaterka znajduje się pośrodku gór, nie wiadomo gdzie, i nie wiadomo, jak trafi do cywilizacji, to ta samotność ma już zupełnie inny wymiar. Jest oswojona na tyle, że nie stanowi już żadnego zagrożenia, przestaje być samotnością - można z podniesioną głową i w pełni szczęścia cieszyć się każdym oddechem i każdym krokiem. Te dwie proste czynności symbolizują istotę naszej egzystencji.
Zgadzam się: "Grawitacja przywraca godność science-fiction."

Grawitacja (Gravity)
USA 2013
reż. Alfonso Cuarón
wyk. Sandra Bullock, George Clooney


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz