Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

sobota, 20 października 2012

Zielono mi i jesiennie...

Od kliku dni przechadzam się po Zielonej Górze. Rozpoznaję stare kąty, spostrzegam zmiany, widzę znajome, nie pamiętam już skąd, twarze. Dzisiaj natomiast postanowiłam poznać miejsca wokół miasta, w których nigdy nie byłam. A że pogoda ostatnio dopisuje, od tygodnia planowałam wycieczkę rowerową.

Miałam w planie pojechać do Wilkanowa i lasem wrócić jakoś do Zielonej, ale z trasy o długości ok. 10 km zrobiło mi się jakieś 30 :)
 Oto mniej więcej moja trasa, bo dokładnie nie jestem w stanie jej określić. Błąd wkradł się przy wyjeździe z Wilkanowa. Miałam pojechać prosto do Zielonej, zahaczając o wieżę widokową, ale dziwnym trafem wyjechałam na pięknym wzgórzu. Warto było pomęczyć się przez leśne pagórki i piaszczyste ścieżki, bo widok z polany tuż zapierał dech w piersiach.
Jak już dotarłam do jakiejś drogi okazało się, że jestem gdzieś między Świdnicą a Ochlą! Dużo dalej niż się spodziewałam i niż chciałam hehe. Powrót do domu zajął mi kolejne 2 godziny. Ale warto było, widoki cudowne. Zapach opadających liści i żołędzi, cisza lasu, strumienie cicho szemrzące gdzieś przy drodze. I gorące jesienne słońce! Przepyszna mikstura! :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz