Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

czwartek, 21 września 2017

"Zero-days" - science-fiction staje się rzeczywistością

W tym roku zobaczyłam tylko 2 filmy na jednym z moich ulubionych festiwali filmowych, Docs Against Gravity. Pierwszy z nich wybrałam ze względu na wykonywaną przeze mnie pracę :) Myślałam, że będzie traktował o wszelkich atakach cybernetycznych i tejże tematyce jako takiej. Jednak treść zaskoczyła mnie nieco, gdyż skupia się na jednym konkretnym ataku, który rozpoczął się blisko dekadę temu.
Zero-days to film o niezwykle wyszukanym wirusie komputerowym, nazwanym Stuxnet, który jest bardzo pracyzyjny i praktycznie niewykrywalny i nieusuwalny. Jego kod binarny jest napisany z taką pieczołowitością i dbałością o detale, jeśli chodzi o daty uruchomienia i sposób działania, by bardzo dokładnie trafiać w namierzony cel. Autor filmu próbuje poruszyć temat tego wirusa z różnymi wielkimi świata bezpieczeństwa cybernetycznego, ale wszyscy nabierają wody w usta.
Okazuje się, że koszta napisania takiego programu są tak ogromne, że tylko państwo lub kilka państw byłoby na stać na podobne przedsięwzięcie. Komu zaś zależałoby na stworzeniu tak groźnego oprogramowania?
Reżyser kierując się analizami specjalistów antywirusowych, dąży po nitce do kłębka i odkrywa przed nami arkana współecznej polityki światowej i demaskuje hipokryzję zachodnich mocarstw, a właściwie jednego mocarstwa - Stanów Zjednoczonych. Mimo że wojna cybernetyczna nie jest jeszcze, jako zjawisko nowe, obwarowana żadnymi konwencjami i zasadami, to można dostrzec, że zasady jej prowadzenia są identyczne jak w wojnach "tradycyjnych" wszczynanych przez tenże kraj: najpierw dajmy broń do ręki jakiemuś krajowi, który nie umie się nią posługiwać, a gdy wymknie się mu ona spod kontroli - najedźmy ten kraj i walczmy z nim, by zaprowadzić w nim pokój. Tym razem jednak to broń, której USA chciały użyć wobec kraju, któremu niegdyś same sprezentowały broń jądrową, wymknęła się spod kontroli i jej niszczycielskie skutki mogą być trudne do przewidzenia, a co gorsza niemożliwe do zneutralizowania.
Film to opowieść o tym, jak Stany wyprodukowały najgorszego wirusa świata, by zaatakować irański zakład wzbogacania uranu i o tym, jak krótkowzroczna zadufałość i megalomania doprowadziły do tego, że cały świat został nim zarażony, łącznie z samymi Stanami. Scenariusze z filmów science-fiction stają się rzeczywistością, a jak w każdej wojnie ucierpią na tym zwykli ludzie. Wystarczy, że wirus zaatakuje elektrownie lub stacje uzdatniania wody i życie milionów ludzi będzie zagrożone. Nie potrzeba do tego rakiet i samolotów. Wystarczy, że światowa sieć, internet przestanie działać a straty dla całych społeczeństw będą niepowetowane. Rząd natomiast umyje jak zwykle ręce, przerzuci problem na sektor prywatny i uda, że nie ma pojecia o czym mowa. Smutna to wizja i smutna to rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Być może chociaż świadomość tej sytuacji ułatwi nam pogodzenie się z sytuacją, na którą i tak nie mamy wpływu.

Tytuł: Zero Days
Reżyseria: Alex Gibney
Rok premiery: 2016



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz