Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

Już nie mów, nie mów nic, nie mów nic...

To słowa piosenki, którą bohaterka filmu "Nóż w wodzie" śpiewa dla chłopaka. Czasem może powinnam je sobie sama zanucić... Ale może właśnie po to powstał ten blog, abym bezkarnie mogła wylewać swoje przemyślenia. Pieter Bruegel powiedział kiedyś o sobie, że "cierpi na nadmiar widziadeł". Ja cierpię na nadmiar myśli...

piątek, 3 czerwca 2011

Myslovitzovo...

Tak zaczęłam się zastanwiać nad tym, jakie jest znaczenie muzyki
Myslovitz w moim życiu i ku mojemu zaskoczeniu, poszczególne utwory
wyznaczają najważniejsze okresy mojego życia. 

Zaczęło się u progu okresu dojrzewania... We wczesnej podstawówce,
chyba w Muzycznej Jedynce, można było usłyszeć "Z twarzą Merlin
Monroe", "Peggy Brown" - to chyba był początek niezwykłej przygody i
kształtowania wyczulenia na to COŚ więcej... Były koncerty z okazji
Dnia Wagarowicza w moim rodzinnym Głogowie - teraz aż śmiesznie to brzmi
- bilety dla uczniów 5 zł i garstka wyrostków pod sceną ustawioną na
środku hali widowiskowo-sportowej!:)

Drugim momentem był czas burzy i naporu w okresie liceum - płyta
Miłość w czasach popkultury i utwór Noc przez dziesiątki bezsennych
nocy ratowały mnie przed niespaniem przez 24h:) 

Moim marzeniem, jak dotąd nigdy nie spełnionym, było studiowanie i
mieszkanie w Krakowie - nie ukrywam, że oprócz renomy najstarszej uczelni
w Polsce, "Kraków" przyczynił się do ogromnego rozrostu tych pragnień.
Zwłaszcza, że na Gołębiej znajduje się mój niedoszły instytut...

W międzyczasie utwór "Życie to surfing" i Skalary... pozwalały unieść
się ponad szarą, przyziemną rzeczywistość.

Myslovitz był też ze mną na emigracji - niezapomniany koncert w Dublinie
- 15000 km od domu przeżywa się to, co zna się już niby na pamięć, z
ogromnym wzuszeniem, z ożywczym powiewiem świeżości!

"Happiness is easy" - odkrycie nowych pokładów własnej wrażliwości i
spojrzenie na dorosłość przychylniejszym okiem, ale oczywiście wciąż
bez wygodnych kompromisów.

Koncert w Wrocławiu w 2009 roku - eteryczny!

Ciekawe co będzie dalej? Już można by o tym napisać małą książkę
;) Tak czy owak, zawsze wracam do tych płyt jak do domu, by móc siebie
odnaleźć, nie stracić z oczu najważniejszego pytania: mieć czy być? I
zawsze mieć w bezsenną noc na podorędziu duet z Marią Peszek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz